Wczoraj nie bylo blogowego wpisu, gdyz caly dzien spedzilismy w podrozy. Droga od Damaszku do Ammanu trwala dlugo chodziaz to tylko ok 260 km. Na Bliskim Wschodzie komunikacja ma to do siebie, ze rusza, gdy zbierze sie komplet pasazerow, czasami, trzeba na to dlugo czekac. Dotarlismy do Petry (a dokladniej do wioski Wadi Musa) ok 20:30 i od razu poszlismy w kimke.
Rano zjedlismy sniadanko w hotelu (dziwnie smakuje jajko z chlebem pita) i o 8 hotelowa ciezarowka podwiozla nas do Petry (ok 3 km), jechalismy na pace:) z ludzmi z calego swiata-smiesznie bylo.
Mielismy farta bo o 8:30 wyruszala wycieczka z przewodnikiem, na ktora chetnie sie wybralismy. Przewodnik przeprowadzil nas przed 4 km odcinek trasy podstawowej (ok 2,5 godziny) opowiadajac po drodze rozne ciekawoski.
Nastepnie sami wyruszylismy na trase polecona nam przez przewodnika i tu zaczely sie... schody. Nawet 800 schodow (uuufff ale byla meka). Jak juz sie tam doturlalismy, na gorze kupilismy najlepsza w naszym zyciu puszke coli (z lodowki). Celem naszej wspinaczki byl Monastyr-50 metrowy grobowiec wykuty w skale.
Petra jest niesamowita i robi wielkie wrazenie, mozna by tam chodzic godzinami, gdyby nie bol nog.
Do miasta prowadzi waski kanion (1,2 km) zakonczony slynna znana z filmu Indiana Jones fasada tzw. skarbca faraona. Z kanionu wchodzi sie do ogromnej doliny, ktorej sciany zdobia fasade grobowcow. W samej dolinie miesci sie starozytne miasto petra (z agora, teatrem, swiatyniami). Z Petry wrocilismy ok 16:15.
Mieszkamy w bardzo fajnym hotelu znanym wsrod Backpackersow, Valentine Inn - swietna atmosfera, wlasnie wszyscy siedza i ogladaja Indiane Jones (ktory chyba leci tu codziennie). Jedlismy pyszna kolacje w postacji bufetu, ktora mozecie zobaczyc na fotkach.
Jutro takze wybieramy sie do Petry, ale inna trasa (bez tylu schodow).