Wstalismy o 6:30 (5:30 polskiego czasu) zapakowalismy plecaki i o 7:30 spotkalismy sie z Kuba pod hotelem. Mielismy troche klopot, zeby sie z niego wydostac, drzwi byly zamkniete, a Pan w recepcji slodko spal. Udalo nam sie go obudzic i wyjsc. Taksowka pojechalismy na dworzec mikrobusow (tam staly tylko dwa wielkie autokary), gosci z biura autokarowego powiedzial ze nie ma mozliwosci, przejechania mikrobusem i musimy wziac taxi za 40 $. My sie jednak nie poddalismy, tuz obok znalezlismy prawdziwy mirkrobusowy dworzec i za 60 syp (3,6 zl) pojechalismy do miasteczka pomiedzy aleppo a hama. Tam kierowca mikrobusa znalazl nam taxi, ktore za 200 syp od osoby obwiozlo nas po umarlych miastach. Bardzo nam to pasowalo, gdyz mielismy ze soba plecaki, ktore lezaly w taksowce gdy my zwiedzalismy. Jedno z miast Sirdzija (czy.) jest swietnie zachowane i dokladnie opisane na turystycznych tablicach.
Ciekawostka w drugim miescie byly dwie piramidy, jedna z nich byla zamknieta i przez krete bylo widac pieknie zdobione krypy. Wroclismy do miasteczka i rozstalismy sie z Kuba, on pojechal do Aleppo, a my do Hamy.
I tu musze wspomniec o znajomitej komunikacji jaka jest w Syrii, mikrobusy odjezdzaja jak tylko zbierze sie komplet pasazerow, a to trwa zazwyczaj ok 10 min. Kierowcy sa bardzo uprzejmi i organizuja nam przesiadki, podjezdzaja do swoich kolegow z innych busow, przekladaja bagaze - idealnie, nawet nie trzeba nikogo pytac o droge.
W hamie przeszlismy do hotelu Raid (bardzo ladne pokoje z lazienka, telewizorem, lodowka i klima). Jedyny minus brak cieplej wody (dzwonie do pana w recepcji - mamy tez telefon w pokoju, on mi mowi ze ciepla woda bedzie za 20 min, ja tu zachwycona czekam, a okazuje sie ze woda jest baaaardzo mocno lekkko letnia).
Syryjczycy sa straszliwie urzejmi, wlasnie siedze sobie przy kompie w hotelu, wlascieil z rodzina obok popijaja sobie kawke i wlasnie dostalam od nich ciepla swiezutka buleczke.
Wrocmy do godzin popludniowych w hamie, zostawilismy plecami i wyruszlismy na wycieczke do domow uli. Wlasciciel hotelu proponowal nam taka wycieczke grupowa, ktora ruszala za 10 minut (600 syp od osoby) ale my wolelismy pojechac sami. Przed hotelem zapytalismy kierowcy mikrobusa jak jechac w kierunku al ahama, on podwiozl nas na dworzec mikrobusowy, tam przesadzil do odpowiedniego busa. Dojechalismy do wioski, z ktorej powinnismy wziac taxi, ale kierowca busa stwierdzil ze on bedzie nasza taksowka i za 300 syp zawiezie nas w obie strony.
Wioska uli to niestety juz teraz sztuczny twor skladajacy sie z glininych domow w ksztalcie uli oraz zwyklych domow wlascicieli. Zostalismy przywitani herbatka (za ktora obowiazkowo zaplacilismy bakszysz). Domy ule sa swietne, pieknie wygladaja, maja grube mury i w srodku jest naprawde chlodno. Niestety powoli wokol nich tworzy sie klimat mega turystyczny. Wlascieiele chca poprostu jak najwiecej zarobic, proponujac zakladanie ludowych strojow oraz zdjecia z osiolkiem.
Kierowca mirkobusa odwiozl nas do wioski ( zaplacilismy 200, a nie 300 syp) i przekazal koledze, ktory zawiozl nas do hamy. Juz o 16 bylismy w hamie, gdzie w koncu postanowilismy cos zdjesc, bo wczesniej nie mielismy zupelnie czasu. Usiedlismy w fajnej knajpce na przepysznym szisza-kebabie. Na deser kupilismy syrijskie MUFFINKI (Monia one sa takie jak z ciasta biszkoptowego i kosztuja 60 gr sztuka, troche taniej nic w warszawskich muffiniarniach;)
Wieczorem padlismy zadowoleni, ze wszystko co sobie zamierzylismy udalo nam sie zwiedzic.
Dzis rano ogladalismy juz nurie, czyli kola wodne, ktore toczyly wode na akwedukt i rozprowadzaly ja do Hamy. Teraz jedziemy na wycieczke do zamku. Odezwiemy sie jutro rano albo wieczorkiem.
p.s. Najserdeczniejsze zyczenia dla Wujka Januszka:)