Wstalismy wczesnie, aby jak najwiecej zobaczyc, ciemno robi sie juz o 16. Wciagnelismy na sniadanie banany, ktore sa tutaj na kazdym rogu i ruszlismy na starowke. Przeslismy przez zamkniety jeszcze souk-bazar w kierunku wielkiego meczetu. Byl on czynny od 10 wiec zatrzmalismy sie w fajnej kawiarence na sok ananasowy i kawe. Moglismy przez ogromne okno obserwowac ludzi zbierajacych sie wokol meczetu. Przed wejsciem Pan ubral mnie w stroj zakrywajacy od czubka glowy az po kostki. Wygladalam w nim komicznie, miejscowym sie podobal, bo robili sobie ze mna zdjecia. Meczet to miejsce przjemne, chlodne, czyste i eleganckie, w srodku mieciutki dywan-chodzi sie boso. Na dziedzincu jest zrodlo, w ktorym muzulmanie myli rece, stopy i twarz.
Z meczetu poszlismy w strone przeogromnej cytadeli. To naprawde gigantyczna twierdza, ktorej jeszcze nikomu w historii nie udalo sie zdobyc. W srodku mnostwo korytarz i zakamarkow, a z samej gory niesamowity widok na miasto. Sa tam tez dwa meczety, amfiteatr i ruiny lazni. Calosc robi niesamowite wrazenie.
Wracajac przeszlismy przez otwarty souk, klimat tego arabskiego bazaru jest niepowtarzalny. Zapach kardamonu i innych przpraw halas, okrzyki i tlum. Mozna tu kupic wszstko od sprzetu, agd, naczyn, ubran, hust, mydel po zywego barana.
My kupilismy kilogram mandarynek, ktore z apetytem zjedlismy przed wejsciem do muzeum narodowego aleppo. Troche juz zmeczeni szybko znudzilismy sie starozytna ceramika, ale nasza ciekawosc rozbudzil straznik, ktory lamana angielszczyzna opowiadal nam o poszczegolnych eksponatach.
O 1530 wrocilismy do hotelu na odpoczynek i drzemke, jedzac po drodze pysznego kebaba.
Wieczorem poszlismy znow w okolice cytadeli na kolacje i arabska herbatke.
Wracaja do hotelu spotkalismy znajomych anglikow, z ktorymi umowilismy sie na wspolny wijazd hotelowym VW Ogorkiem na wycieczke po okoliczy- nie musze dodawac jak wielbicel VW jest tym faktem zachwycony.