Rano nasz znajomy ziomek ze sklepu z daktylami podwiozl nas na dworzec i nastepne 3 godziny spedzilismy w autobusie do Damaszku. Na dworcu wskoczylismy w miejski autobus (opedzajac sie od taksowkarzy) i szybko dojechalismy do centrum. Znalezlismy hotel blisko cytadeli ( i niestety blisko malego meczetu, ktory juz podczas popoludniowej sjesty uraczyl nas wspanialymi spiewami i nawolywaniem do modlitwy- cos czuje ze jutro o 5 rano to sie powtorzy). Zostawilismy rzeczy i umowilismy sie z Kuba przy bramie do souku. Spacerowalismy ulicami starego miasta, odwiedzilismy najbardziej znany i najwiekszy meczet Umajidow (jeden z 4 najwazniejszych meczetow na swiecie, wsrodku w czyms co przypomina sarkofag znajduje sie glowa Jana Chrzciciela). Souk w Damaszku, rozni sie od tego w Aleppo. Nie jest to bazar wykorzystywany glownie przez miejscowych do codziennych zakupow (raczej cos w rodzaju modowej galerii handlowej). Nie moglam sie napatrzec na pieknie zdobione suknie i galabije.
Ogladalismy stoiska z przyprawami, herbatami, dookola unosil sie zapach kardamonu.
Teraz idziemy na kolacje, arabska herbatke i piwko. Adam i Kuba wymieniaja sie ksiazkami, wszystko co zabrali ze soba juz przeczytali, a tu malo ksiegarni z ksiazkami w alfabecie lacinskim.